Tematy klimatu, źródeł energii, cen prądu czy węgla buzują w publicznym dyskursie. Obszar ten przestaje być domeną „ekooszołomów”
Z przyjemnością obejrzałam film „Można panikować”, którego bohaterem jest prof. Szymon Malinowski, fizyk atmosfery od dekad zajmujący się nauką o klimacie. Jego bardzo osobista, dramatyczna wręcz opowieść o zmaganiach ze społeczną niewiedzą i poczuciem odpowiedzialności za edukację społeczeństwa nie jest odosobnioną historią (recenzję tego filmu w green-news.pl przeczytasz tutaj).
Przeczytaj też: Fotowoltaika szturmem bierze polski rynek. Są nowe dane
Moim zdaniem na podobną produkcję zasługuje chociażby działalność prof. Macieja Sadowskiego – nie tylko aktywnego klimatologa, ale także świadka polskiego uczestnictwa w globalnych negocjacjach klimatycznych od samego ich początku. To właśnie od niego można dowiedzieć się, dlaczego i w jakich okolicznościach powstały pierwsze zobowiązania redukcyjne i finansowe na forum UNFCC (ang. United Nations Framework Convention on Climate Change – ramowa konwencja ONZ w sprawie zmian llimatu), a dodatkowo jak zawiązywały się alianse i gdzie w tej światowej dyskusji znajdowała się Polska.
Piszę o tym dlatego, że zainteresowanie społeczeństwa klimatem i polityką klimatyczną po raz pierwszy w mojej 14-letniej zawodowej karierze zauważalnie rośnie. „Można panikować” obejrzało w tydzień ponad 600 tys. osób, tym samym udowadniając, że nie jest to już tylko temat dla „ekooszołomów”. Spółki Skarbu Państwa jak jeden mąż (dosłownie i w przenośni, bo kobiet we władzach tych spółek wciąż jak na lekarstwo) ogłaszają swoje „zielone zwroty”. Tematy klimatu, źródeł energii, cen prądu i węgla buzują w publicznym dyskursie – i to nawet w rozmowach osób, które dotychczas niekoniecznie się nimi interesowały.
Niestety dyskusjom tym często towarzyszy merytoryczny i pojęciowy chaos. Jest zupełnie tak, jak mówi w filmie prof. Malinowski – brak zrozumienia podstaw dyskusji prowadzi do mylnych wniosków. Klimat myli się z powietrzem, węgiel energetyczny z koksowym, a handel uprawnieniami do emisji z podatkiem. Zapomina się zupełnie o adaptacji do zmian klimatu, a na końcu każdej dyskusji i tak prawie zawsze pada pytanie – po co to wszystko robić skoro Chiny i tak będą kopcić, ile zechcą.
Przeczytaj też: Komu na sercu leży problem zmian klimatycznych?
Przy tym nierzadko poglądy mylone są z faktami. Dlatego tak jak energetyka potrzebuje w końcu kompleksowego planu rozwoju, tak polskie zieleniejące społeczeństwo i niejednokrotnie także politycy, potrzebują zaplanowanej, rzetelnej edukacji klimatycznej w jej wszystkich najważniejszych odsłonach: naukowej, politycznej, prawnej i technologicznej. Tak się robi transformację.