Kampania określona przez Towarzystwo Gospodarcze Polskie Elektrownie jako „edukacyjna” potrwa do końca lutego. Nie do końca wyjaśnia, dlaczego tak dużo płacimy za prąd
W telewizji, internecie i na billboardach trwa kampania sponsorowana przez państwowe spółki energetyczne: „Polityka klimatyczna UE = droga energia, wysokie ceny” – krzyczą przydrożne reklamy.
Autorzy kampanii przekonują, że na skutek wzrostu cen uprawnień do emisji CO2 w unijnym systemie ETS aż 60 proc. kosztu produkcji energii elektrycznej w Polsce to koszty „opłaty klimatycznej”. Jeszcze w 2018 r. udział ten wynosił niespełna 20 proc.
Przeczytaj też: Zbliżamy się do granic planety. Odpowiedzią jest Idea 3W
Jednocześnie spółki informują o wprowadzonej przez rząd tarczy antyinflacyjnej, w ramach której obniżono akcyzję i VAT na energię elektryczną oraz wprowadzono rekompensaty dla najbardziej potrzebujących gospodarstw domowych (od 400 do 1400 zł rocznie). Kampania określona przez Towarzystwo Gospodarcze Polskie Elektrownie jako „edukacyjna” potrwa do końca lutego.
Jest z nią kilka problemów. Trafnie opisało je Forum Energii. Według ekspertów FE to nie polityka UE, a brak transformacji w energetyce (czyli brak odchodzenia od węgla) jest przyczyną rosnących kosztów produkcji energii w Polsce. „Taki (użyty w kampanii – red.) przekaz kreuje wrażenie, że każdy z nas w rachunkach za prąd płaci głównie, bo aż w 60 procentach, za emisje. W rzeczywistości tak nie jest. Co jednak gorsze, przynosi wiele szkody – odwraca uwagę od fundamentalnych problemów” – czytam w opinii Forum.
Nie każdy odbiorca kampanii zwróci uwagę na fakt, że „koszty produkcji energii” nie są równoznaczne z tym, co konsumenci zapłacą. FE w bardzo czytelny sposób pokazuje, z czego składa się statystyczny rachunek za energię w Polsce. Koszt zakupu uprawnień do emisji CO2 nie jest nawet głównym składnikiem ostatecznej faktury. Najważniejszym jej elementem jest opłata za dystrybucję energii (wynosi 25 gr/kWh). Koszt CO2 to 17 gr/kWh.
Jednocześnie Forum przypomina, że koszty zakupu CO2, które są w całości przerzucane na odbiorców, tylko w ubiegłym roku dały ponad 25,5 mld zł wpływów do polskiego budżetu. Środki te teoretycznie powinny wspierać transformację energetyczną i obniżać koszty „opłaty klimatycznej” w przyszłości. Tak się jednak nie dzieje – pieniądze te w ogromnej większości są wydawane na inne, doraźne potrzeby.
Przeczytaj też: Wypowiedzenie pakietu klimatycznego to droga do gospodarczej katastrofy
Podsumowując, o ile samo stwierdzenie, że „opłata klimatyczna UE to 60 proc. kosztów produkcji energii” nie jest kłamstwem, to nie pokazuje też całej prawdy. Koszty produkcji energii w Polsce są w dużej mierze determinowane przez koszty emisji CO2, ale tej emisji przynajmniej częściowo można byłoby uniknąć. W jaki sposób? Choćby przyspieszając inwestycje w odnawialne źródła energii (OZE). Odbiorcy energii ponoszą koszt uzależnienia kraju od węgla, ale nie uzyskują za to żadnych konstruktywnych efektów (reform).
Jednocześnie kampania zorganizowana przez TGPE w polskim społeczeństwie może trafiać na podatny grunt. Jak pokazują dane Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej, na pytanie o najważniejsze składowe kosztu wytwarzania energii 25 proc. respondentów wskazuje koszty surowca do produkcji, 22 proc. – akcyzę i inne podatki, 19 proc. marżę sprzedawcy i producenta, 17 proc. – uprawnienia do emisji dwutlenku węgla, a tylko 5 proc. koszty inwestycji w odnawialne źródła energii.
Przeczytaj też: Samochody elektryczne powodują wzrost emisji CO2? Jest raport
PKEE zgodnie z kampanią trwającą w mediach przypomina, że według danych z grudnia 2021 r. największy udział w strukturze kosztów produkcji energii (59 proc.), miały koszty uprawnień do emisji CO2. „Opłata za energię elektryczną stanowi średnio około połowy wysokości rachunku. Pozostała kwota to koszty dystrybucji” – czytam w komunikacie PKEE. Ten szacunek nie pokrywa się z danymi Forum Energii, które rozbija koszt energii na sam „prąd” i odrębnie CO2. Badanie rynku na zlecenie PKEE przeprowadził IBRiS.
Na koniec trzeba zwrócić uwagę, że odbiorców energii interesuje głównie to, ile płacą za prąd, a nie ile kosztuje jego wytworzenie. O strukturze rachunków ani kampania PKEE, ani TGPE, nie wspominają ani słowa.