Polska wydaje pieniądze z handlu emisjami CO2 w niewłaściwy sposób – wynika z raportu Client Earth
Unijny mechanizm handlu uprawnieniami do emisji CO2 (EU ETS) funkcjonuje od 2005 roku. Jego celem jest ograniczanie wpływu gospodarki na klimat. Systemem objęto przemysł i energetykę. Jeśli firmy przekraczają limity emisji CO2, muszą skupować uprawnienia (jedno na każdą tonę CO2). Jednocześnie na tym systemie można zarabiać, sprzedając i kupując prawa do emisji. Państwa UE, w tym Polska, wystawiają przyznane im uprawnienia na giełdowych aukcjach. Aktywne na tym rynku są również instytucje finansowe.
Unijna dyrektywa wymaga jednak od państw członkowskich, by dochody z handlu EU ETS przeznaczały na działania proklimatyczne, dekarbonizacyjne, na transformację energetyki. Na te cele powinna trafiać co najmniej połowa kwoty uzyskanej ze sprzedaży uprawnień, ale jak twierdzi organizacja Client Earth, Polska nie wywiązuje się z tego obowiązku.
Przeczytaj też: Pandemia odpuściła, emisje gazów cieplarnianych znowu na górce
Dyrektywa UE jest dosyć ogólna, przez co można ją obchodzić na różne sposoby i w ostatnich latach z takim przypadkiem mieliśmy do czynienia w Polsce. Część przychodów z CO2 wydano na przedsięwzięcia, które nie wpisywały się w cele unijnej dyrektywy. Albo, o czym później, nie mamy w ogóle pewności, na co zostały przeznaczone.
Według autorki analizy Client Earth, prawniczki Anny Frączyk, Polska w latach 2013-2020 przeznaczyła 4,06 mld euro z dochodów z EU ETS (łącznie zarobiła ponad 8 mld euro) na różne cele środowiskowe. Ale aż 2,96 mld euro, czyli trzy czwarte tej kwoty, wydano na działania sprzeczne z celem dyrektywy.
Te pieniądze najczęściej pokrywały koszty zwolnień z akcyzy dla energii, którą wytworzyły odnawialne źródła, czy zakupu pojazdów elektrycznych. Co w tym karygodnego? Państwo zwolniło z akcyzy wytwórców zielonej energii, więc niby zrezygnowało ze swoich wpływów, ale... „odrobiło” sobie ten ubytek dzięki funduszom z handlu emisjami. W ten sposób pieniądze z EU ETS nie trafiły na nowe, zielone źródła. M.in. za sprawą takich działań już w tytule raportu wspomniano o „kreatywnej księgowości”. Jego pełna nazwa to: „Kreatywna księgowość. Jak Polska marnuje środki z EU ETS”.
Organizacja opisuje więcej takich przypadków. Polska raportowała Komisji Europejskiej, że wykonuje zapisy dyrektywy, ale jeśli przyjrzeć się wydatkom z bliska, to budzą one wątpliwości. Dodatkowy problem leży w tym, że trudno namierzać, na co zostały wydane pieniądze ze sprzedaży uprawnień do emisji. Nie są one „znaczone”. Wlicza się je do budżetu i później tylko raportuje, na jakie cele je przeznaczono. To znacząco utrudnia weryfikację, gdzie określone środki trafiły.
Client Earth rekomenduje, by tę sytuację jak najszybciej zmienić. Rządzący powinni ambitniej podchodzić do celów klimatycznych i lepiej wydawać pieniądze z EU ETS. Trzeba inwestować w sieć przesyłową i dystrybucyjną, a także w termomodernizację, poprawę efektywności energetycznej oraz rozwój odnawialnych źródeł energii (OZE).
Przeczytaj też: Koniec z wycinką drzew na potrzeby energetyki? Europosłowie rekomendują zmiany
Co warto podkreślić, raport obejmuje lata 2013-2020, a więc nie uwzględnia rekordowego dla Polski roku 2021. W ubiegłym roku ceny emisji były najwyższe w historii, co odczuł sektor energii, zwłaszcza ten wykorzystujący jednostki węglowe. Jednak nie tylko ceny emisji były rekordowe – wpływy z handlu uprawnieniami również osiągnęły maksima. Wyniosły wtedy ponad 25 mld złotych.
Jak informował wiceszef MKiŚ Adam Guibourgé-Czetwertyński w odpowiedzi na interpelację poselską, niewielki procent tej kwoty „oznaczono” (czyli wiemy, gdzie trafiła). Ponad 24 mld zł wpłacono prosto do budżetu. Reszta, tj. 988 mln zł trafiła na Fundusz Rekompensat Pośrednich Kosztów Emisji (Client Earth uważa przekazywanie tam środków za niezgodne z dyrektywą UE) oraz do KOBiZE i do NFOŚiGW.
Właśnie rok 2021 był przełomowy dla EU ETS w Polsce. Nigdy wcześniej ten system nie przynosił takich zysków, więc zaczęto pytać, czy pieniądze te są dobrze wydawane. Sytuację miało naprawić powstanie Funduszu Transformacji Energetyki, do którego miała trafiać spora część pieniędzy, co najmniej 40 proc. dochodów ze sprzedaży uprawnień.
Minęło pół roku, projekt noweli o systemie handlu uprawnieniami, który zakłada utworzenie takiego funduszu, dotarł do etapu konsultacji, ale rząd jeszcze się nim nie zajął. Tymczasem Fundusz Transformacji Energetyki miał powstać w 2022 r. Niewykluczone, że pieniądze z tegorocznych aukcji EU ETS trafią, tak jak w latach poprzednich, do jednego budżetowego worka. Niezależnie od tego, co dalej będzie z funduszem, polski rząd powinien odejść od dotychczasowej praktyki. W bieżącym roku też zarobi na uprawnieniach CO2 miliardy i w związku z sytuacją geopolityczną lepiej byłoby, aby te środki rzeczywiście zasiliły projekty związane z ograniczaniem emisji.