Niemiecki kanclerz zarzucił też Rosjanom, że nie ma żadnych powodów, dla których nie można wznowić pełnych dostaw gazociągiem Nord Stream 1
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz, który dotychczas wykazywał bardzo dużą skłonność do ustępstw wobec atakującej Ukrainę Rosji, zdaje się powoli tracić cierpliwość. W środę 3 sierpnia oskarżył Rosję o zablokowanie dostawy turbiny potrzebnej do utrzymania przepływu gazu rurociągiem Nord Stream 1 do Europy.
Jednostka jest „dostępna i działała”, powiedział Scholz, stojąc obok turbiny podczas wizyty w zakładzie jej producenta Siemensa. – Nie ma powodu, dla którego jej odbiór nie może się odbyć – dodał, zaznaczając, że turbina uzyskała „wszystkie atesty” potrzebne do tego, by dostarczyć ją z Niemiec do Rosji.
Przeczytaj też: Liczba przyłączanych instalacji fotowoltaicznych mocno w dół, wskazują dane
Przekazanie turbiny jest niezbędne, by przywrócić pełne dostawy gazu do Europy przez nitkę Nord Stream 1. Kreml jednak piętrzy fikcyjne problemy, dociskając Zachodnią Europę. NS1 działa od lipca na około 20 proc. przepustowości, a kryzys energetyczny w Unii Europejskiej narasta.
#German Chancellor Olaf #Scholz came to the Siemens plant to inspect a turbine for the #NordStream pipeline.
— NEXTA (@nexta_tv) August 3, 2022
He made sure that the turbine, handed over by #Canada after repairs, was in excellent condition. pic.twitter.com/mzggAjOqax
Niemcy od napaści Rosji na Ukrainę w lutym br. starają się uniezależnić od dostaw gazu kontrolowanych przez Kreml. Pod względem gazu ziemnego jest to bardzo trudne, Niemcy są bowiem nie tylko największą gospodarką w UE, ale też głównym importerem rosyjskiego surowca (kupują go ponad 40 mld m sześc. rocznie).
Do niedawna cała filozofia niemieckiej energetyki opierała się na budowaniu nowych odnawialnych źródeł energii (OZE) i bilansowaniu dostaw prądu źródłami gazowymi, kiedy nie ma wiatru i słońca. W ponad 40 proc. zużywano gaz rosyjski, a w planach było uruchomienie gazociągu Nord Stream 2 i budowa nowych elektrowni gazowych.
Od wybuchu wojny w Ukrainie to bardzo mocno się zmienia. Rośnie presja m.in. na to, by Niemcy nie odchodziły całkowicie od energetyki jądrowej (przypomnę, z końcem 2022 r. chcą wyłączyć swoje trzy ostatnie elektrownie). Z każdym miesiącem perspektywy się jednak odwracają. Widzi to również Olaf Scholz. W środę powiedział, że utrzymanie w ruchu ostatnich elektrowni jądrowych w Niemczech „może mieć sens”.
Przeczytaj też: Alians wodoru z energetyką jądrową
Niemiecki rząd zapowiada tymczasem, że zanim zapadnie ostateczna decyzja w sprawie losów ostatnich bloków jądrowych, przeprowadzone zostaną stress testy krajowej sieci elektrycznej. Wydłużenie żywotności atomu w Niemczech od miesięcy wzbudza gorącą debatę. Technologia ta po dekadach kampanii społecznych jest uważana za Odrą za kontrowersyjną. Podejście do atomu podzieliło też koalicję rządzącą, przy czym socjaldemokraci Scholza i Zieloni do tej pory byli sceptyczni, a FDP opowiada się za przedłużeniem pracy elektrowni.