„Prąd budowlany” to zmora wielu osób stawiających domy. W nowych obiektach często instalowane są pompy ciepła, które potrzebują nawet 5000 kWh rocznie. Energooszczędny budynek może stać się więc ogromnym obciążeniem dla domowego budżetu
Na łamach green-news.pl wielokrotnie opisywaliśmy problemy sieci energetycznych w Polsce. Zwykle jednak dotyczyło to problemów z przyłączeniami nowych instalacji, najczęściej odnawialnych źródeł energii. Na blokady różnego rodzaju napotykają jednak nie tylko elektrownie wiatrowe czy fotowoltaiczne. Problem – pokazują to dane największych polskich dystrybutorów – jest też z przyłączeniami m.in. budynków jednorodzinnych do sieci.
Jak wynika z informacji, które zebraliśmy od PGE Dystrybucja, Energa Operator, Stoen Operator i Enea Operator, średni czas oczekiwania na przyłączenie od zawarcia umowy może wynosić od pół roku do prawie dwóch lat (dla grupy przyłączeniowej IV). Dłuższy czas oczekiwania częściej występuje dla IV grupy przyłączeniowej, a więc instalacji o mocy ponad 40 kW. Z kolei V grupa (instalacje poniżej 40 kW), obejmująca domy etc., też musi swoje odczekać.
Przeczytaj też: Komisja Europejska przebuduje rynek energii elektrycznej
W przypadku Stoenu w 2022 roku na przyłączenie w grupie V średnio czekano aż 417 dni, Enea (dane z I połowy 2022 r.) potrzebowała 248 dni, żeby sfinalizować przyłącze, PGE – 174 dni (operator jednak nie sprecyzował, w której grupie), a w Enerdze (dane z 2021 r.) – 301 dni. W zależności od operatora czas oczekiwania wydłużał się lub skracał w ostatnich latach, jednak nieznacznie. Są to czasy średnie, a więc niektórzy właściciele domów mogą czekać na podłączenie prądu znacznie dłużej.
Dłużący się proces inwestycyjny dla budujących domy to podwójny ból głowy. Raz, że niezbędne są odpowiednie dokumenty (zapotrzebowanie budynku na moc, plan zabudowy, wyliczenia dot. rocznego zużycia energii elektrycznej), na podstawie których wydawane są warunki przyłącza. Dwa – brak przyłączenia wiąże się z dodatkowymi kosztami. Dzieje się to zwłaszcza wtedy, gdy budowa domu została ukończona, a finalizacji przyłącza nie ma. Koszty generuje tzw. prąd budowlany (grupa VI), czyli tymczasowo doprowadzony na działkę.
„Prąd budowlany” jest kilka razy droższy od tego z dobrze znanej taryfy G12, z której korzystają miliony odbiorców w Polsce. W najpopularniejszej „budowlanej” taryfie C11 to koszt rzędu 2,29 zł za kilowatogodzinę (Energa). Dla porównania maksymalna cena za energię elektryczną w taryfie G12, po przekroczeniu limitów, w 2023 roku w wyniku rządowej interwencji to 0,69 zł/kWh. Wyższe stawki na pewno cieszą dostawców energii, mniej odbiorców, których rachunki szybują w górę i to pomimo tego, że budynki zostały oddane do użytku, jednak dalej korzystają z „prądu budowlanego”. Sytuację komplikuje fakt, że w wielu nowych domach w Polsce instalowane są pompy ciepła, które potrzebują nawet 5000 kWh rocznie. Nowy, energooszczędny budynek, może stać się więc na jakiś czas ogromnym obciążeniem dla budżetu.
Z czego wynikają dłużące się czasy oczekiwania na fizyczne przyłączenie? W odpowiedziach na pytania green-news.pl operatorzy zgodnie wskazują przede wszystkim na przeszkody administracyjne. Potrzebne są np. zgody od właścicieli nieruchomości, przez które przejdzie infrastruktura (tą częścią formalności zajmują się na szczęście operatorzy).
Energa i Stoen wskazują też na kwestię łańcucha dostaw. Wydłużają się terminy dostaw materiałów potrzebnych do budowy infrastruktury elektroenergetycznej. – Jednym z większych wyzwań jest obecnie dostępność niezbędnych do realizacji przyłączenia urządzeń oraz wzrost cen materiałów budowlanych i usług – ocenia Michał Żebrowski, menedżer ds. przyłączeń w Stoen Operator. Stoen to w ogóle ciekawy przypadek, bo średni czas przyłączenia dla IV grupy to u tego operatora prawie dwa lata. Spółka działa jednak głównie w Warszawie, a w stolicy nawet na pozór najprostsze przyłącze może okazać się labiryntem formalności i wiązać się z uzyskaniem mnóstwa zgód.
O ironio, najprostsze w całej tej układance jest już wykonanie samych prac przyłączeniowych, pod warunkiem że ma się za sobą wszystkie formalności. Czy da się tego uniknąć? W tej kwestii operatorzy też są zgodni i zalecają, by zawierać umowy na wykonanie przyłącza jak najwcześniej, nawet na etapie planowania budowy. W ten sposób można mieć względną pewność, że po wprowadzeniu się do domu, nie trzeba będzie korzystać z „prądu budowlanego”.
Przeczytaj też: Wiceminister klimatu podaje terminy dla morskich farm wiatrowych
Jest jeszcze jedna rzecz, która zmienia trochę sytuację osób, które utknęły przy „prądzie budowlanym”. W ich sprawie w grudniu 2022 r. interweniowało biuro Rzecznika Praw Obywatelskich, dopytując Ministerstwo Klimatu i Środowiska o to, czy maksymalnymi cenami prądu objęte zostaną osoby budujące domy. Odpowiedź nadeszła w styczniu, a więc już po kolejnej nowelizacji ustawy dotyczącej ochrony odbiorców. W połowie grudnia rozszerzono definicję tzw. odbiorcy uprawnionego o odbiorcę energii elektrycznej. Wymianę korespondencji między biurem RPO a MKiŚ można znaleźć tutaj.
Oznacza to, że jeżeli ktoś nadal korzysta z taryf dla przedsiębiorców (to taryfy „C”, wcześniej opisane jako „budowlane”), to przysługuje mu taka sama ochrona. W tym wypadku cena z prąd to 785 zł za megawatogodzinę (0,785 zł za kWh). Jednak aby skorzystać z tej ceny maksymalnej, należy złożyć oświadczenie, by zyskać status odbiorcy uprawnionego. Konieczne jest wskazanie, że buduje się dom na własne potrzeby lub bliskiej osoby.
Wnioski można składać do 30 czerwca 2023 roku u dystrybutora energii elektrycznej (nie mylić ze sprzedawcą). Odpowiednie dokumenty są udostępnione na stronach internetowych operatorów.