Zmiana przepisów dla elektrowni wiatrowych w kraju to przykład na to, jak tylko po części rozwiązać problemy, które samemu się wygenerowało
Prezydent Andrzej Duda podpisał we wtorek 14 marca nowelizację tzw. ustawy wiatrakowej, która w pewnym stopniu liberalizuje przepisy dla turbin wiatrowych. Kluczową zmianą jest wprowadzenie nowej minimalnej odległości wiatraków od zabudowań mieszkalnych. Turbiny będzie można stawiać co najmniej 700 metrów od domów etc., pod warunkiem, że zezwoli na to plan miejscowy (MPZP, miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego).
Co więcej, mieszkańcy gminy, na której terenie powstanie farma wiatrowa, będą mogli uzyskać status prosumenta wirtualnego i korzystać z prądu wytwarzanego przez elektrownię. W jaki sposób? Inwestor budujący nową elektrownię wiatrową zabezpieczy 10 proc. jej całkowitej mocy na potrzeby mieszkańców, którzy będą mogli objąć w tej mocy udziały i odbierać energię elektryczną po niższej cenie. Mieszkaniec jako wirtualny prosument stanie się współwłaścicielem niewielkiej „części” farmy, a dopuszczalnie może objąć w ten sposób do 2 kW mocy, którą ma elektrownia.
Ustawa wejdzie w życie 30 dni od dnia ogłoszenia w Dzienniku Ustaw. Wyjątkiem jest zapis dot. mieszkańców i wirtualnych prosumentów, który zacznie obowiązywać 2 lipca 2024 r.
Przeczytaj też: W ostatnią niedzielę mieliśmy w Polsce... za dużo energii z OZE
Sejm w ubiegłym tygodniu odrzucił poprawkę Senatu, która zmieniała minimalna odległość między wiatrakami a zabudowaniami na 500 metrów, czyli tyle, ile początkowo proponowało Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Powrócono do propozycji Sejmu, które zgłosił poseł Prawa i Sprawiedliwości Marek Suski. Solidarna Polska, koalicjant PiS, domagała się nawet dalej idących restrykcji dla wiatraków i zwiększenia minimalnej odległości do 1000 m. Później, gdy oczekiwano na podpis prezydenta, ta formacja apelowała o zawetowanie całej ustawy.
Nowelizacja wynika m.in. ze zobowiązań Polski w ramach Krajowego Planu Odbudowy. Znalazł się tam zapis, że część środków z KPO zostanie uruchomiona po złagodzenie przepisów w sprawie inwestycji wiatrowych (m.in. poprzez zniesienie zasady 10H).
Są jednak w sprawie KPO i wiatraków dwa znaki zapytania. Pierwszy dotyczy tego, jak KE zinterpretuje zmianę przepisów i czy uzna ją za wystarczającą. Drugi – przy KPO kluczowym kamieniem milowym, od którego spełnienia zależą inne, pozostaje zmiana ustawy o Sądzie Najwyższym. Tymczasem nowelizacją ustawy o SN jeszcze nie zajął się Trybunał Konstytucyjny.
Branża energetyki odnawialnej (OZE) w Polsce popierała propozycje MKiŚ wypracowane w trakcie konsultacji. Sytuacja zmieniła się, gdy wprowadzono nową odległość, czyli 700 m. Według różnych szacunków 200 metrów różnicy (zmiana z 500 na 700 m) ograniczy potencjał nowych farm wiatrowych w Polsce nawet o połowę – z 6 GW do 3 GW. Obecnie wszystkie elektrownie wiatrowe w kraju dysponują łączną mocą ok. 9 GW. Więcej o wyliczeniach różnych organizacji o skutkach zmiany 500 m na 700 m w tekście Utrudnień dla farm wiatrowych jeszcze przybędzie?
Wpływ tych zmian obrazuje też opracowana przez studentkę UMCS aplikacja, która wskazuje potencjalne lokalizacje turbin wiatrowych dla różnych wariantów odległości od zabudowań. Poniżej powstały przy jej użyciu slider z obszarami Polaki, na których mogłyby powstać wiatraki przy 500 m i 700 m dopuszczalnego dystansu.
W dobie kryzysu energetycznego sprawa poluzowania przepisów dla wiatraków zyskała wielu zwolenników. Istniejące elektrownie wiatrowe na lądzie (onshore), o czym wielokrotnie pisaliśmy, dostarczają czystej energii elektrycznej do sieci. Im jest jej więcej w systemie elektroenergetycznym, tym tańszy jest prąd na giełdzie, ale nie tylko. Każda megawatogodzina energii elektrycznej wyprodukowana przez wiatraki to też oszczędność surowców takich jak węgiel czy gaz.
Mimo uwag sektora OZE do znowelizowanej ustawy należy odnotować dwa jej pozytywne skutki. W pewnym stopniu zniesiona zostanie bowiem zasada 10H, która od 2016 roku blokowała inwestycje w elektrownie wiatrowe w Polsce. Na mocy tych przepisów, wprowadzonych przez PiS, turbiny można stawiać wyłącznie tam, gdzie odległość między zabudowaniami mieszkalnymi a turbinami wynosi 10-krotność (stąd 10H) wysokości wiatraka wraz z łopatami. Ta średnio wynosi około 200 metrów, więc wymagany dystans od zabudowań dla turbin to około 2 kilometry.
Przeczytaj też: Z wiatrakami źle, bez nich jeszcze gorzej [KOMENTARZ]
Doprowadziło to do sytuacji, w której 98-99 proc. obszarów w kraju nie mogło zostać przeznaczonych pod budowę nowych farm wiatrowych. Wiatraki były oddawane do użytku po wejściu w życie zasady 10H tylko dzięki temu, że korzystały z zezwoleń wydanych przed uchwaleniem przepisów z tzw. ustawy antywiatrakowej (tak nazwano nowelę z 2016 roku ze względu na jej skutki dla energetyki wiatrowej).
Zasada 10H obowiązuje w Polsce od 16 lipca 2016 r. (data wejścia w życie przepisów), więc na jej zniesienie trzeba będzie poczekać 2462 dni, do 13 kwietnia 2023 r. (zakładając, że zostanie ogłoszona w Dzienniku Ustaw tego samego dnia, co została podpisana). Co ważne: 10H nadal będzie obowiązywać np. w przypadku parków narodowych. Farmy nie mogą powstawać również na ich terenie.
Drugi z pozytywnych skutków przyjęcia noweli wiatrakowej branża OZE odczuje trochę później. Opisywana zasada 10H blokuje także repowering, czyli wymianę starszych turbin na nowe po 20-25 latach pracy. W Polsce farmy wiatrowe nie są jeszcze na tyle wiekowe, by czekała je gruntowna modernizacja, ale w niedalekiej przyszłości te najstarsze będą musiały przejść przebudowę. Jednocześnie i w przypadku repoweringu powstał problem: dopuszczenie odległości 700 metrów nie pozwoli na znaczące zwiększenie mocy farm po ich modernizacji.