Partnerzy wspierający
KGHM Orlen Tauron
Sobotnia anomalia, czyli nowy rekord importu energii. Co wiemy po minionym weekendzie?

Przyzwyczailiśmy się do tego, że w weekendy zapotrzebowanie na energię elektryczną spada, a mocy w systemie zwykle jest aż nadmiar. 18 listopada, pierwszy raz od dawna, mieliśmy do czynienia z inną sytuacją

W sobotę 18 listopada w polskim systemie elektroenergetycznym ustanowiono nowy, godzinowy rekord importu energii elektrycznej. Między godz. 14 a 15 od sąsiadów sprowadzono jej prawie 4,5 GWh – wynika z danych podawanych przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne (poprzedni rekord padł w kwietniu br., import wynosił około 4 GWh). Przez większą część dnia import utrzymywał się na wysokim poziomie, ale – co także widać w informacjach zamieszczanych przez PSE – nie była to awaryjna sytuacja.

Na sytuację z minionej soboty nałożyło się kilka czynników. W weekendy zwykle zapotrzebowanie na energię elektryczną spada (nie pracuje np. przemysł). Jednak weszliśmy w sezon grzewczy, w dodatku nagle się ochłodziło. To zawsze znajduje odzwierciedlenie w zwiększonym zapotrzebowaniu na moc, które wzrosło nawet do 22 GW (dla porównania zimowy rekord wynosi 27,6 GW). W dodatku w ostatnich latach przybyło w Polsce pomp ciepła i do jesienno-zimowych skoków zapotrzebowania musimy przywyknąć.

Przeczytaj też: Trzy scenariusze dla Polski i ich koszty według rządowego think-tanku

W pokryciu zwiększonego popytu energię elektryczną nie pomogły tym razem odnawialne źródła energii, które w sobotę zapewniały chwilami zaledwie 1 GW (gdy całkowita moc zainstalowana OZE w Polsce przekracza 25 GW). W listopadzie w Polsce rzadko zdarzają się tak bezwietrzne dni jak w poprzedni weekend, zwykle w tej części roku wiatraki zbliżają się do swoich optymalnych możliwości wytwórczych.

Choć trzeba było uzupełniać system importowaną energią elektryczną, to nie dlatego, że krajowe źródła nie były w stanie sprostać zapotrzebowaniu. Mogłyby to zrobić, tylko nie byłoby to opłacalne. Wpływ na wysoki import miały niskie ceny u sąsiadów – taniej było sprowadzać energię elektryczną choćby z Niemiec czy Czech.

Miniona sobota to swego rodzaju anomalia (w niedzielę nie odnotowano podobnych zdarzeń). Nie wskazuje ona ani na fatalną sytuację systemu elektroenergetycznego, ani nie zwiastuje nadciągającej katastrofy. Wręcz przeciwnie: to dobry prognostyk. Jak widać, wspólny europejski rynek energii się sprawdza i w razie potrzeby można na nim zakontraktować tańszą (i mniej emisyjną) energię elektryczną. Bez konieczności zwiększania generacji z krajowych źródeł węglowych.

Przeczytaj też: Polskie górnictwo produkuje coraz mniej, chętnych na węgiel ubywa

Wiosna i lato 2023 roku przyzwyczaiły nas do sytuacji odwrotnej – nadmiaru energii z OZE, na którą wśród sąsiadów nie było chętnych. Dochodziło do tego, że operator zlecał redukcję produkcji energii z odnawialnych źródeł, m.in. dlatego, że elektrownie węglowe nie mogły pracować poniżej technicznych minimów.

Co ciekawe, wiele wskazuje na to, że szybko zapomnimy o niskiej generacji z OZE. Rozpoczynający się tydzień ma przynieść dużą wietrzność i niewykluczone, że farmy wiatrowe w Polsce będą pracować z rekordową mocą. Efekt może być taki, że i o po imporcie nie będzie śladu, a energia elektryczna będzie wysyłana do sąsiadów.

KATEGORIA
TRANSFORMACJA
UDOSTĘPNIJ TEN ARTYKUŁ

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies