Konferencja klimatyczna ONZ w Dubaju budzi emocje głównie z powodu obaw, że zdominują ją przedstawiciele sektora ropy i gazu, których wcześniej odsuwano ich od stołu negocjacyjnego. Tuż przed rozpoczęciem szczytu obawy zdają się potwierdzać
Od 30 listopada oczy wszystkich zainteresowanych sprawami klimatu będą zwrócone ku Zjednoczonym Emiratom Arabskim, a konkretnie – Dubajowi. To tam odbędzie się COP28, tegoroczny szczyt klimatyczny. Od kiedy ogłoszono, że to ZEA będą gospodarzem szczytu państw ONZ, a do tego konferencji przewodniczyć będzie Sultan Ahmed al-Jaber, wątpliwości cały czas przybywa.
Al-Jaber, członek rządu ZEA, pozycjonuje się jako zwolennik nowych technologii i odnawialnych źródeł energii. Jednocześnie jest jednak prezesem ADNOC, państwowego molocha wydobywczego, jednego z największych producentów ropy na świecie. Dlatego mimo wcześniejszych ustaleń, że w trakcie COP28 wynegocjowane zostanie zobowiązanie do potrojenia mocy OZE na świecie do 2030 r., nie ubywa wątpliwości co do prawdziwych zamiarów rządu w Abu Zabi.
Przeczytaj też: Szef BASF krytykuje europejskich producentów turbin, branża reaguje
Od czasu nominowania al-Jabera na przewodniczącego COP28 niektórzy politycy z USA i Europy apelowali o wybór nowego szefa szczytu. Wśród krytyków niezwykle aktywny jest Al Gore, były wiceprezydent Stanów Zjednoczonych, od lat zaangażowany w sprawy klimatu. Gore przez ostatnie miesiące wielokrotnie nawoływał, by odwołać al-Jabera, ponieważ nie budzi on zaufania, ani nie daje nadziei na pomyślne ustalenia podczas COP28.
Obawy Gore'a właśnie zaczynają się spełniać, a były wiceprezydent USA tuż przed startem szczytu uderza w alarmistyczne tony. Oliwy do ognia dodały doniesienia BBC i Centre for Climate Reporting o działaniach ZEA przed COP28. Przedstawiciele Zjednoczonych Emiratów Arabskich w ramach spotkań przed szczytem mieli lobbować za ropą i gazem, sugerując np. możliwość rozwijania projektów wydobywczych. Sytuacji nie ratuje fakt, że rozmowy dotyczyły też rozwoju odnawialnych źródeł energii – okazało się, że podczas spotkań omawiano potencjalną współpracę z Masdar, spółką z ZEA z sektora OZE. Przedstawiciele Zjednoczonych Emiratów nawet nie zdementowali tych informacji, zaznaczając, że zakulisowe rozmowy i spotkania są prywatne oraz toczą się „obok” szczytu.
Al Gore nie przebierał w słowach, gdy w serwisie X (daw. Twitter) pisał o „absurdalnej nominacji” dla al-Jabera, zarzucając jemu i jego państwu zarówno konflikt interesów, jak i wykorzystywanie konferencji klimatycznej do tego, by domknąć lukratywne kontrakty. „Wykorzystanie rozmów o klimacie, by zbierać poparcie dla pompowania większych ilości ropy i gazu w czasie, gdy pilnie potrzebujemy odejść od paliw kopalnych, jest – delikatnie mówiąc – absolutnie przerażające” – stwierdził Gore w jednym ze wpisów. Szef ONZ Antonio Guterres, pytany przez dziennikarzy o sprawę, oznajmił tylko, że nie „może uwierzyć, że to prawda”.
Spełnienie się obaw, które wyrażano przez ostatnie miesiące, zapewne nie będzie jedyną problematyczną kwestią, którą zapamiętamy po COP28. Sektor ropy i gazu ma dużo do wygrania także w sprawie technologii CCS/CCUS (wychwytu, składowania i zagospodarowania CO2). Branża wydobywcza traktuje to rozwiązanie jako swoistego „świętego Graala”, który ma rozwiązać problem emisji CO2. Firmy z sektora ropy i gazu liczą, że podczas szczytu uda się przyjąć konkluzje korzystne dla tego rozwiązania.
CCS sam w sobie nie jest złym pomysłem – skoro da się wychwycić CO2 i bezpiecznie go magazynować, to zapewne warto sięgać po takie technologie. Problem leży jednak gdzie indziej. Sektor ropy i gazu zamiast zmniejszać wydobycie, a tym samym redukować emisje, dzięki CCS chce dalej eksploatować obecne złoża, a nawet zwiększać produkcję. Składowanie CO2 np. pod dnem oceanów byłoby wówczas używane jako usprawiedliwienie. Jednak nie o to w transformacji chodzi – emisji należy unikać, a nie próbować je kompensować, a już tym bardziej deklarować, że będą one kompensowane w przyszłości.
W dodatku – jak napisał serwis DeSmog – dotychczas rozwijane projekty CCS, choć rzeczywiście wychwytują dwutlenek węgla np. z elektrowni, to są mniej wydajne, niż zakładano. W dodatku często CO2 wcale nie „znika z obiegu”. Podano przykład instalacji z Kanady, gdzie wychwycony dwutlenek węgla jest kierowany na pobliskie pole naftowe, gdzie służy dalszemu wydobyciu ropy.
Przeczytaj też: Na świecie zawieszono budowę prawie 70 elektrowni gazowych
Mimo że aktualny stan gry przed szczytem przedstawia się wręcz fatalnie, to jest jeden promyk nadziei. Wszystko wskazuje na to, że państwa ONZ porozumieją się w sprawie specjalnego funduszu do rekompensowania szkód i strat (mechanizm loss & damage) wywoływanych przez zmiany klimatyczne. Podczas COP27 w 2022 r. uczestnicy zgodzili się na powstanie funduszu, ale nie doprecyzowali, jak ma być finansowany i jak rozdzielane będą środki. Tegoroczny COP ma to zmienić.
Fundusz loss & damage ma na celu wspieranie tych państw, które ponoszą konsekwencje zmian klimatu, a nie są największymi emitentami gazów cieplarnianych. W 2022 r. przykładem takiego państwa był Pakistan, który nawiedziły ogromne powodzie, wywołane topnieniem lodowców na terenie kraju.
Fot. Sultan al-Jaber / Junktuner, CC BY-SA 4.0, via Wikimedia Commons