Partnerzy wspierający
KGHM Orlen Tauron
Zmiany w ustawie wiatrakowej: coraz mniejsza szansa na szybki sukces

Wieczne nowelizowanie ustawy wiatrakowej to zła droga. Zamiast zmieniać albo dokładać do niej nowe regulacje, trzeba wreszcie przyznać, że ustawa powinna poczekać na zakończenie trwającej kampanii wyborczej

Kolejne podejście do zmiany ustawy wiatrakowej już w czwartek 6 marca na Komitecie Stałym Rady Ministrów. Nawet jeśli wreszcie uda się przepchnąć projekt przez KSRM i następnie przez Radę Ministrów, jego szybkie i udane procedowanie dalej jest wątpliwe, a dodane po drodze kolejne regulacje ograniczające budowę wiatraków budzą kontrowersje.

Przeczytaj też: Władza znów zacięła się na ustawie odległościowej

Wydawało się, że w koalicji jest pełna zgoda co do konieczności dalszej liberalizacji zasad budowy elektrowni wiatrowych poprzez zmniejszenie ich odległości od zabudowy mieszkaniowej z 700 do 500 metrów i generalne odejście od tak zwanej zasady 10H. Zwiastunem problemów był jednak falstart z przedstawieniem projektu zmian, które nie zostały skonsultowane z branżą, zanim doszło do zaprzysiężenia nowego rządu. Chociaż projekt przepadł, część jego rozwiązań znalazła się w tym obecnie dyskutowanym. Co więcej, w toku procesu legislacyjnego projekt poszerzano o nowe przepisy.

W rezultacie mija prawie 450 dni od przejęcia rządów przez obecną koalicję, a liberalizacji zasad stawiania wiatraków dalej nie ma. O ile w mediach pojawiają się zapewnienia o szybkim (kilkukrotnie już zresztą opóźnianym) zakończeniu etapu rządowego procesu legislacyjnego, to szybkie przepchnięcie projektu przez parlament pozostaje pod znakiem zapytania. Jeszcze większą niepewność budzi podpis pod projektem obecnie urzędującego prezydenta.

Przeregulowanie czy liberalizacja?

Sam projekt w zakresie generalnego uproszczenia budowy farm wiatrowych oczywiście należy ocenić pozytywnie. Problematyczne są specyficzne ograniczenia dotyczące chociażby sztywnej odległości turbin od [niektórych] obszarów Natura 2000 (szerzej o tym w artykule Zmiany w ustawie odległościowej uderzą w polski biznes), nowe zasady lokalizowania wzdłuż dróg krajowych czy bezwzględny zakaz lokalizowania wiatraków w strefach wojskowych MRT i MCTR.

To przykłady nadmiernej regulacji wkraczającej w kompetencje organów przewidziane w obowiązującym prawie, które ograniczają tym organom i inwestorom możliwości reakcji przy realizacji konkretnego projektu. Po co w takim razie istnieją procedury gwarantujące stosowne uzgodnienia z organami ochrony środowiska, organami administracji drogowej czy organami wojskowymi w zakresie realizacji budowy farmy wiatrowej skoro w prawie na sztywno wprowadza się reguły niedające możliwości znalezienia rozwiązania w konkretnym przypadku? Po co zagwarantowany jest udział społeczeństwa w procedurach planistycznych i uzyskiwaniu decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach skoro w prawie wprowadza się bezwzględne ograniczenia w budowaniu farm wiatrowych? Czemu wreszcie wprowadza się bezwzględny zakaz stawiania turbin w strefach MRT, przeznaczonych w dużej mierze do szkolenia nowych pilotów, skoro w warunkach bojowych niewątpliwie napotkają przeszkody na swojej drodze, czy w strefach MCTR o powierzchniach sięgających nawet kilkuset kilometrów kwadratowych?

Rezultaty „liberalizacji”

Zmiany te bezpośrednio uniemożliwią rozwój części projektów wiatrowych, które czekają na liberalizację przepisów. W niektórych przypadkach zmiany w projektowanej ustawie doprowadzą do konieczności demontażu już postawionych wiatraków za odszkodowaniem nieuwzględniającym wartości utraconych przychodów z tego tytułu. Już teraz część inwestorów skłania się do procedowania uzyskiwania pozwoleń na potencjalnie zagrożone projekty farm wiatrowych nie mając pewności, co ostatecznie znajdzie się w projekcie zmiany ustawy wiatrakowej.

Opóźni to także transformację polskiej energetyki i przyczyni się obniżenia konkurencyjności polskiej gospodarki poprzez utrzymanie wysokich cen energii oraz dominacji węgla w polskim miksie energetycznym. Dobitnie już widać po analizach cen z 2024 roku, że nie ma taniej energii, gdy w produkcji w danym momencie dominuje gaz albo węgiel.

Z kolei klimatu inwestycyjnego nie poprawiają regulacje wprowadzane bez uprzedniej konsultacji z branżą, zagrażające realizacji rozpoczętych projektów lub niweczące możliwość dalszego działania już istniejących. Kto bowiem zapewni inwestorów i instytucje finansujące realizację projektów, że w przyszłości ponownie ktoś nie wpadnie na podobne pomysły prowadzące do zniweczenia wysiłku wniesionego w rozwój danego projektu i prowadzące do strat tym spowodowanych?

Efekty te są wysoce niepożądane w kontekście wyzwań stojących przed polskimi przedsiębiorcami i obywatelami w zakresie obciążeń wynikających z systemu EU ETS, raportowania ESG i wdrożenia systemu ETS2. Polska gospodarka potrzebuje stymulacji szybkiego rozwoju farm wiatrowych po wieloletnim zablokowaniu możliwości rozwijania tych projektów, a nie kolejnych nieuzasadnionych ograniczeń inwestowania w odnawialne źródła energii.

Potrzeba liberalizacji zasad budowy OZE w Polsce, aby zmniejszyć ceny energii i zapewnić UE i Polsce bezpieczeństwo energetyczne. Wieczne nowelizowanie ustawy wiatrakowej to zła droga. Zamiast zmieniać albo dokładać do niej nowe regulacje, trzeba wreszcie przyznać, że ustawa powinna poczekać na zakończenie trwającej kampanii prezydenckiej.

Przeczytaj też: Unia szuka tańszej energii, ale nie odcina się od gazu

Rozwiązań wypada szukać chociażby w ograniczeniu górnego pułapu cen uprawnień do emisji CO2 dla energetyki, która dalszej stymulacji do transformacji już nie potrzebuje. Tego procesu nic już nie powstrzyma, bo Europa (w przeciwieństwie do USA) nie śpi na ropie i gazie. Bez maksymalnego możliwego ograniczenia udziału paliw kopalnych w miksie energetycznym nie da się zachować konkurencyjności europejskiej gospodarki i zapewnić UE bezpieczeństwa. Gaz ziemny z Rosji nie jest rozwiązaniem z wiadomych powodów. LNG z USA też powinno być traktowane jako rozwiązanie przejściowe chociażby ze względu na dużo większe obciążenie dla środowiska całego procesu wydobycia, skraplania i dostawy gazu łupkowego niż wydobycie i produkcja energii z gazu ziemnego czy nawet z węgla (o czym niestety sporo komentatorów i decydentów w Polsce i zagranicą dla odmiany zdaje się zapominać…).

Współpraca: Justyna Piszczatowska

KATEGORIA
FELIETONY
UDOSTĘPNIJ TEN ARTYKUŁ
Marek Dolatowski
Aktywny od:05.03.2025 · Dodał(a): 1 artykuł

Inne artykuły tego autora

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies