Najnowsze badanie potwierdza obawy, o których mówi się, od kiedy Uber czy Bolt wjechały na ulice: korporacje przewozowe tylko nasilają problemy największych miast, jakimi są zanieczyszczenie powietrza i tłok na drogach.

Dane zebrane przez Euromonitor dla europejskiej grupy badawczej i transportowej Transport & Environment (T&E) pokazują, jak szybko Uber rośnie w Europie w ostatnich latach. We Francji, która zliberalizowała rynek taksówek w 2015 r., liczba aut zarejestrowanych jako prywatne pojazdy do wynajęcia wzrosła dwukrotnie – do 30 tys. W Londynie liczba kierowców Uber podwoiła się w ciągu trzech lat i wynosi ponad 45 tys.

Przeczytaj też: Walka z kryzysem klimatycznym? Tylko na papierze

W europejskich metropoliach rozrastanie się Ubera i podobnych firm daje liczne miejsca pracy, ale jest też w prosty sposób skorelowane ze wzrostem emisji CO2 z sektora taksówek. Euromomitor szacuje, że w samym Paryżu i Londynie emisje Uber mogą sięgać nawet 515 tys. ton CO2. To tak, jakby na ulicach pojawiło się dodatkowo 250 tys. prywatnych aut.

Problem polega na tym, że np. we Francji 90 proc. aut rejestrowanych jako te na wynajem, czyli takich jak Uber, ma silniki diesla. Przyjmuje się, że w innych miejscach w Europie proporcje są takie same. W przypadku tradycyjnych taksówek nie jest lepiej, jednak Uber rozwija się o wiele szybciej.

Przeczytaj też: Bill Gates doprowadzi do przełomu w świecie energii?

Uber i Bolt mają pełną świadomość swojego wpływu na środowisko i jakość życia w miastach. Wyraźnie przygotowują się też na krytykę, jaka spada na nie wraz ze wzrostem świadomości społeczeństwa. Prezes Bolt zadeklarował niedawno w rozmowie z green-news.pl równoważenie emisji CO2 oraz rozwój floty samochodów elektrycznym.

Jego zdaniem przyszłość przewoźników tego typu będzie oparta w całości o auta na prąd. Do tego czasu, ze względu na niechęć władz do regulowania działalności takich korporacji, pozostaje nam zaopatrzyć się chyba tylko w dobre maski antysmogowe, albo wykupić dobre ubezpieczenie zdrowotne.