Amerykański immunolog przekonuje, że pandemia koronawirusa jest efektem nieograniczonego handlu zwierzętami. Jeśli Chiny i inne państwa Azji nie podejmą działań zaradczych, pandemie będą się powtarzać
Doktor Anthony Fauci pełni funkcję dyrektora amerykańskiego Instytutu Alergologii i Chorób Zakaźnych. W ostatnich tygodniach lekarz stał się bardzo popularny, nie tylko w USA. Obywatele mu ufają i wsłuchują się w to, co ma do powiedzenia. W wywiadzie dla stacji Fox News stwierdził niedawno, że trzeba naciskać na Chiny, by zamykały targi, na których handluje się zwierzętami. W przeciwnym razie pandemie mogą się powtarzać.
Przeczytaj też: Chińskie miasto Shenzhen zakazuje jedzenia psów i kotów
Na temat targów występujących głównie na Południu ostatnio napisano i powiedziano sporo. W serwisie green-news.pl pojawił się film nakręcony w jednym z takich miejsc. Zwierzęta są na nich często traktowane w sposób skandaliczny, a o zasadach higieny nie ma tam mowy. Na targach można kupić wiele gatunków roślin i zwierząt, nierzadko tych zagrożonych. Po wybuchu epidemii w Wuhan chińskie władze postanowiły ukrócić ten proceder, ale nie ma pewności, czy zakazy są przestrzegane i czy będą obowiązywać, gdy minie zagrożenie koronawirusem.
Amerykański lekarz przekonuje, że Chiny, ale też inne kraje azjatyckie czy afrykańskie, muszą zamykać miejsca tego typu, jeśli człowiek chce ograniczyć ryzyko wybuchu kolejnej epidemii. A jeżeli te kraje nie zabiorą się za zmiany w tym kierunku, społeczność międzynarodowa musi wywierać na nie presję. Zagrożenie jest po prostu zbyt duże, dowodów na związek targów z chorobami nie brakuje. Koronawirus nie jest pierwszy – wcześniej pojawiły się m.in. SARS i MERS, które również można powiązać z rynkami, na których zwierzęta są sprzedawane i zabijane.
Przeczytaj też: Firmie Impossible Foods niestraszny nawet koronawirus
Postulat jak najbardziej słuszny, ale z jego realizacją będzie pewnie poważny problem. Nielegalny handel dzikimi zwierzętami to rynek wyceniany na miliardy dolarów. Sprzedaż dotyczy setek milionów zwierząt w każdym roku, a na procederze zarabiają także ludzie z rozwiniętych krajów zachodnich. Nierzadko to obywatele Zachodu są też odbiorcami żywych zwierząt lub wykonanych z nich produktów. Od obuwia, przez torebki, po mięso i specyfiki pseudomedyczne.
Mogą się także pojawić głosy, że funkcjonujące od dekad farmy przemysłowe również nie dbają o dobrostan zwierząt i mogą się przyczyniać do powstawania i rozprzestrzeniania się chorób odzwierzęcych. Czy zatem Amerykanie albo Europejczycy powinni posłuchać apelu lekarza i wskazywać palcem wyłącznie na Chińczyków jako winnych pandemii? Trudniej, ale jednocześnie bardziej sensownie, będzie zacząć od porządków na własnym podwórku.