Koncern zapomniał dodać, skąd pochodzi energia wykorzystywana przez silnik elektryczny w hybrydzie
Norweski odpowiednik naszego Urzędu Ochrony Konkurencji i Konkurentów (UOKiK) wziął pod lupę działania marketingowe koncernu Toyota. Sprawa dotyczy promowania hybryd tej marki, ale też samochodów Lexus jako zdolnych do samodzielnego ładowania swoich akumulatorów. Klient może odnieść wrażenie, że za tę energię nie płaci, odpada też kwestia długotrwałego procesu ładowania z sieci właściwa dla elektryków.
Przeczytaj też: Uber broni się przed wyrzuceniem z Londynu
W reklamach w Norwegii Toyota używała m.in zwrotów self-charging oraz infinite range. Pierwszy oznacza samodzielne ładowanie, drugi – nieograniczony zasięg. Haczyk polega na tym, że mowa w tym przypadku o hybrydach typu HEV, których głównym napędem jest silnik spalinowy. A nie da się używać dodatkowego silnika elektrycznego bez regularnego tankowania auta na stacji benzynowej. To wzbudza zastrzeżenia pod względem ekonomii, ekologii, ale przede wszystkim zasadności reklamowania takie auta jako „samoładujące”.
Toyota na razie nie należy do grona mocno wiążących swoją przyszłość z samochodami w pełni elektrycznymi. Dopiero niedawno koncern przeprosił się z nimi i włączył e-auta do swojej strategii. Promuje głównie hybrydy i próbuje przekonać świat do tego, że przyszłość stanowić będą auta wodorowe. Ofensywę na tym polu możemy obserwować jeszcze w tym roku przy okazji Igrzysk Olimpijskich w Tokio.
Przeczytaj też: Toyota zaprezentowała nowy Mirai Concept
Japoński koncern nie tylko nie poszerza szybko oferty o kolejne auta w pełni elektryczne, ale w pewnym stopniu próbuje je nawet dyskredytować. Reklamy emitowane także w Polsce są tego przykładem, wystarczy spojrzeć na kierowcę stojącego przy ładowarce i tęsknie patrzącego za mijającą go hybrydą Toyota. Nie powinno zatem dziwić, że wzbudziło to opór nawet u części odbiorców i doprowadziło do reakcji norweskiego regulatora, który kontrowersyjnej kampanii po prostu zakazał.
Warto przypomnieć, że o reklamach japońskiego koncernu latem ubiegłego roku zrobiło się głośno także w Polsce. Wówczas nie chodziło jednak o ich treść, a zastosowaną formę – firma wodowała platformy z billboardami przedstawiającymi jej samochody na mazurskich jeziorach. Kampania przygotowana wspólnie z MOPR miała promować bezpieczeństwo, ale po fali krytyki, z jaką zderzyła się marka, akcję przerwano.