„And we go green” to film o elektrycznych bolidach i ich wyścigach w Formule E. Jednocześnie film uświadamia widzowi, że tytułowa „zielona jazda” to nie czysta zabawa, a też wyścig z czasem. Czasem, którego jak przestrzegają naukowcy, nie zostało nam już wiele
Cztery miliony fanów przed ekranami w czasie pandemii, najwięksi rynkowi rywale w jednej lidze, najbardziej utytułowani i doświadczeni kierowcy oraz moc energii. Tak można w krócie podsumować sześć dotychczasowych pełnych sezonów Formuły E - elektrycznych bolidów ścigających się o przyszłość planety. Jako wisienkę na torcie można dodać fakt, że w elektryczną ligę zaangażował się Leonardo DiCaprio.
Przeczytaj też: Tesla tnie ceny. To reakcja na koronawirusa
Jak zauważa dziennikarka Hazel Southwell: „planeta umiera i trzeba coś zrobić”. Może się pościgać? Może tylko naiwnie myślę, że w wyścigach elektrycznej formuły chodzi o coś więcej, niż rywalizację? Formuła E ma prowokować do dyskusji, uświadamiać zagrożenia związane z niekontrolowanym wydobyciem i konsumpcją paliw kopalnych oraz promować elektromobilność. Jest laboratorium do testowania odważnych rozwiązań, ale pod jednym warunkiem: mają być zeroemisyjne. Podczas izolacji z powodu koronawirusa wyścigi elektrycznych bolidów przeniosły się do sieci i pomagają zbierać pieniądze dla UNICEF.
W czasach, w których społeczna odpowiedzialność biznesu i angażowanie się w ekologiczne przedsięwzięcia zaczynają być coraz bardziej doceniane jako alternatywa dla pogoni za czystym zyskiem, trzeba było wymyślić nowy sposób na ściganie się i skutecznie go wypromować. Formułę E powołano do życia w 2012 roku. Pierwszy sezon wystartował we wrześniu 2014 roku. Pomysłodawca i współzałożyciel Formuły E, Alejandro Agag, nie odcina się od swojej przeszłości w Formule 1. Przyznaje, że nie jest ekologiem, ale tematy związane z ochroną środowiska są dla niego bardzo ważne. Mówi: „zmiany klimatu to nie fikcja i ludzie zaczynają się budzić”. Agag jest nie tylko sprawnym przedsiębiorcą, ale też byłym politykiem, który wie, jak zapewnić rozrywkę młodym pokoleniom fanów sportów motoryzacyjnych, a przy okazji zarobić na zupełnie nowych technologiach.
Asem w rękawie Agaga jest też przychylność Leonardo DiCaprio, jednego z najbardziej na świecie zaangażowanych w działania prośrodowiskowe aktorów. Di Caprio aktor wyprodukował film dokumentalny poświęcony Formule E. „And we go green” debiutował w czasie festiwalu w Cannes w ubiegłym roku roku. Za reżyserię odpowiadali Fisher Stevens i Malcolm Venville. Ten pierwszy współpracował już z DiCaprio przy Before the flood (pol. Czy czeka nas koniec). Twórcy zabierają nas w podróż po świecie w czasie 12 wyścigów w 10 miastach czwartego sezonu. Poznajemy historie kierowców oraz filozofię przyświecającą całej serii, a przede wszystkim technologie. I to jest moim zdaniem największa wartość filmu. Można nie być kibicem motosportu, ale być ciekawym nowości technologicznych.
„And we go green” w przystępny sposób, krok po kroku pokazuje kuchnię napędzanych energią elektryczną wyścigów. Poznajemy też techniczne wyzwania i sposoby rozwiązywania ograniczeń technologii bateryjnych i elektrycznego napędu.
Przeczytaj też: Uber zniszczył tysiące samochodów elektrycznych
Każdy bolid Formuły E jest wyposażony w baterie. Pierwsze cztery sezony odbywały się ze zmianą aut w połowie wyścigu. Zaledwie cztery lata potrzebne były inżynierom, aby stworzyć zestaw baterii, który wystarczy na cały wyścig, a przy tym jest trwały i niezawodny. Z sezonu na sezon widać też, jak bardzo zmienia się wiedza zespołów na temat energii zmagazynowanej w pojazdach i jak wiele potrafią jej odzyskać w trakcie jazdy sami kierowcy. Już niemal nie dochodzi do sytuacji, w których nowy kierowca staje przed metą „rozładowany”. Od piątego sezonu bolidy są wyposażone w baterie opracowane przez Mclarena, wcześniej dostarczał je znany polskim kibicom Formuły 1 Williams.
Pojazdy ścigają się w miastach. Energia do ich zasilania pochodzi ze specjalnych generatorów napędzanych paliwem nazwanym Aquafuel. To nic innego, jak biopaliwo, a w zasadzie produkt uboczny produkcji biodiesla. Podstawę stanowi gliceryna; na każde 9 galonów biodiesla przypada 1 galon odpadowej gliceryny. Aquafuel charakteryzuje się dużą gęstością i wysoką zawartością tlenu, co umożliwia wyjątkowo czyste spalanie, z dużo niższą emisją szkodliwych substancji niż w przypadku oleju napędowego. Generatory używane w czasie wyścigów nie kopcą. Alejandro Agag przyznaje, że testowane były różne rozwiązania. Panele fotowoltaiczne się nie sprawdziły, transport wodoru jest kłopotliwy. Znaleziono więc zielone rozwiązanie na bazie gliceryny i alg. Paliwo jest tak czyste, że można je bez obaw o zdrowie skosztować.
Kierowca i entuzjasta technologii, Lucas di Grassi, przywołuje w filmie swoje początki w elektrycznej serii. Mówi, że w pierwszym sezonie drwiono z kierowców, chociaż jazda samochodem elektrycznym wymaga większej precyzji. – To jak gra w szachy przy 200 km/h – tłumaczy. Uważa, że od elektromobilności nie ma odwrotu. Di Grassi to niejedyny były kierowca Formuły 1, który przesiadł się do „elektryka”. Tę samą serię wybrał Nelson Piquet jr, Andre Lottrer, Sam Bird czy Jean-Eric Vergne. Każdy z nich ma za sobą wiele doświadczeń, wzlotów i upadków. Dziś każdy z nich może się pochwalić doświadczeniem w jeździe elektrycznymi autami, które pędzą po ulicznych torach z prędkością 200 km/h niemal bezszelestnie. Wszystko co wiedzieli o prędkości, hamowaniu i przyspieszaniu musieli zrewidować, podobnie jak swoje reakcje na torze.
Przeczytaj też: Mistrz Formuły 1 dba o swój ślad węglowy
Czwarty sezon wiele zmienił bardzo wiele. Zatriumfował zespół, który wydawał się całkowicie bez szans na zwycięstwo. W kolejnych sezonach do stawki dołączyły zespoły Mercedesa i Porsche – tym samym seria stała się pierwszym miejscem, w którym rywalizują bezpośrednio wszyscy niemieccy najwięksi producenci samochodów: Audi, BMW, Mercedes i Porsche. I jak powiedział ojciec zwycięzcy czwartego sezonu Jean – Eric Verge’a, „Chyba lepiej dla niego, że jeździ dziś Formułą E, a nie gównianym bolidem Formuły 1”.
Baw się, ale na zielono elektryka
„And we go green” uświadamia widzowi, że tytułowa „zielona jazda” to nie czysta zabawa, a też wyścig z czasem. Czasem, którego jak przestrzegają naukowcy, nie zostało nam wiele. Oczywiście można mieć zastrzeżenia, że tak poważny temat nie powinien być częścią rozrywki i maszynką do zarabiania pieniędzy. Przyznajmy jednak: czy na co dzień zastanawia nas skąd pochodzi energia w gniazdkach, albo jak szkodliwe dla środowiska jest wydobycie i spalanie ropy?
Film „And we go green” (w tłumaczeniu „Wyścig przyszłości”) można zobaczyć na kanale Eurosport.
[Aktualizacja: 12 czerwca o godzinie 20:00 film zostanie opublikowany bezpłatnie na Youtube. Obejrzysz go klikając poniżej.]